Strona Główna

sobota, 28 czerwca 2014

Rok w Krakowie

Dokładnie rok temu...

przyjechałam do Krakowa. Jak sobie wyobrażałam to miejsce? Wiedziałam, że spotkam nowych ludzi, że zdobędę inne doświadczenia, że nauczę się innych rzeczy niż dotychczas. Wiedziałam, że rzucam się sama na głęboką wode. Pierwszy wynajęty samodzielnie pokój z obcymi osobami, galeria w której byłam sama wśród tych wszystkich ścian, klimatyzacji i sprzedawców czatujących na podniesienie swoich utargów do premii. Moje wyobrażenia były nieco inne niż te z którymi się spotkałam tutaj. Myślałam, że uzewnętrznię swoje talenty, odkryje nowe, będę oglądać więcej wystaw, wernisaży a samego wyboru w koncertach i imprezach nie oszczędzę sobie póki jestem młoda. Rok ten był pełen wyzwań. Gdy przyjechałam w ciągu dwóch tygodni znalazłam prace jako sprzedawca w Galerii. Nie wiedziałam wtedy, że na rozmowie rekrutacyjnej poznam osobę która w ciągu roku będzie miała dość znaczny wpływ na to co się działo w mojej pracy. Zaczęłam prace jako zwykły sprzedawca. Lubiłam to, chociaż czułam zmęczenie. Dostawy były męczące, stało się czasem po 12h na sklepie, 30 minut przerwy - nogi bolały z bólu a Ty tylko stałeś - czasem coś sprzedając. Znalazłam w tym czasie mieszkanie - obok uniwersytetu. Dostałam się na studia na które chciałam i z słabo wypchanym portfelem jakoś funkcjonowałam. Poznałam też A. - internetowego chłopca który zawrócił mi w głowie, a który jako zakochany mężczyzna był bardzo zazdrosny ale i skory do robienia najmilszych rzeczy na świecie. Przyszedł rok akademicki... na mieszkanie wprowadzili się współlokatorzy których nie znałam. Myślałam, że obcy ludzie będą dobrym rozwiązaniem - gdyż chciałam poznać nowych ludzi - odciągnąć się od tego co było kiedyś. Jednak nie zawsze jest tak kolorowo. Zaczęłam chodzić na wykłady w weekendy. Od poniedziałku do piątku pracowałam w galerii, po pracy siedziałam non stop na laptopie rozmawiając z Panem A.- który potrzebował mojej obecności, żeby czuł się lepiej - nie rozmawiając przez to z współlokatorami - moje życie towarzyskie uciekało mi przez palce. 


Ciężko pracowałam, Pan A. zaczął wymagać rzeczy niezgodnych z moimi systemami wartości, był zazdrosny, denerwował się że mam dla niego mało czasu. Współlokatorów praktycznie nie widywałam. Wchodząc do mieszkania od razu zamykałam się w pokoju - będąc z nim, zmęczona słyszałam ich śmiechy i rozmowy między sobą. Chciałam iść... nie mogłam. Pan A. czułby się nieważny, obrażony. 
Dostałam zasłużony awans!
Teraz byłam pierwszym sprzedawcą. Pan A. wspomina o zmianie pracy - tak długo mnie nie ma dla niego. Mam mało czasu, nie odpisuje na sms. Toksyczny związek, kłótnie, ciągłe tłumaczenia. Brak spotkań. Paranoja. Przygotowania do sesji - dobre oceny ale nie zdany jeden przedmiot - to cios i ból. 
Przyjechałam studiować, zdobyć głównie wyższe wykształcenie tymczasem mam chorą sytuacje na mieszkaniu, chłopaka który wymaga, zmęczenie, dużo obowiązków w pracy, dużo godzin spędzonych w galerii i sesje z której musze powtórzyć jeden przedmiot. 
Wiedziałam, że muszę to wszystko poprawić. W natłoku zdarzeń, w chwili decyzji o rozstaniu i odejściu z toksycznego związku pojawił się on. Został zatrudniony do nas do sklepu. Był jak uderzenie, które nagle wpada Ci do głowy, od głowy biegnie przez żyły do serca i tam zostaje. Był ciekawy, zainteresowany a ja zauroczona. Zaczęliśmy się spotykać. Zakochałam się w nim, wiedziałam, że go chcę mimo wszystko i przeciwko wszystkiemu. Nic nie mówiłam, jedynie walczyłam. Cały sklep był przeciwko nam. Że to zabawa? Romans w pracy? W międzyczasie dostałam propozycje następnego awansu. Zastępca Kierownika. Zanim to się jednak stanie - "musimy Was rozdzielić" TO JEST ZŁE., "masz być moją prawą ręką", "dostajesz żółtą kartkę", "jesteś rozkojarzona - to wszystko przez niego". Słyszałam tak wiele złego... On też dostał awans: "tak krótko pracuje i już awans?", "nie zasługuje". Uważany przez niektórych jako zero, mimo iż wspaniały sprzedawca, mocna osobowość. 
Wiele wycierpieliśmy. Słyszałam pochwały za pracę a byłam besztana za mój związek. Mieszano się w nasze prywatne sprawy. W końcu go przenieśli na inny salon. Rozłączono nas. Byłam w oczach innych: "ta co się umawia z pracownikiem", ale my... my mimo wszystko byliśmy szczęśliwi. Moja przełożona - bardzo wygodna osoba. Nie znająca się na zarządzaniu - dostała awans po 3 latach bo długo tam pracowała. Nie liczyła na dobre stosunki w pracy ale żeby "miał kto pracować". Przez okres kiedy byłam jej zastępcą byłam besztana za jej niepowodzenia, a w sprawy moje i Maćka który i tak został przeniesiony wtrącali się mimo wszystko. Dawałam z siebie 100% nie słysząc żadnej pochwały a jedynie pretensje. O pierdoły. Widziałam zazdrość. Jej mściwość i zazdrość. Głupotę. Nie wytrzymywałam. Na studiach poprawiłam nie zdany przedmiot. Współlokatorzy całkowicie mi nie znani kłócili się ze mną. Oskarżyli mnie o "brak chęci nawiązania kontaktu". Dziwne przejścia, historie jak z komedii. 
W końcu przyszedł czas kiedy chciałam jechać do domu. Na ślub brata... Maćkowi nie dali wolnego. W nienawiści nikt nie ruszył palcem by dać mu wolne. Miałabym jechać do domu, bez najważniejszej dla mnie osoby, jako świadek - bez partnera? Zaczęłam załatwiać wszystko za kierowników. Załatwiłam to.. ale jeszcze przed wyjazdem usłyszałam "że mam nie chodzić po WŁASNEGO chłopaka po pracy". Szukali pretekstu by nie dać mu umowy o prace... 


Wyjeżdżając wiedziałam - to koniec. Bez poczucia motywacji, bez poczucia sensu chce odejść. Po ślubie wróciwszy do Krakowa - zwolniłam się. Zostałam Zastępcą Kierownika w wieku 21 lat bez pracy i z wspaniałym mężczyzną który zwolnił się dzień wcześniej.  


Romanse w pracy są złe. Jednak kiedy mamy dobrych ludzi zarządzających, umiejących się dogadać, bez sytuacji wtrącania się w życie prywatne, rozsądnie można tworzyć dobre wizje i pracować spokojnie. Ludzie na stanowiskach kierowniczych powinni być przeszkalani z zarządzania. Często brak umiejętności pracy z ludźmi przekłada się na słabe wyniki ich pracy. 
Ze współlokatorami doszłam do jakiegoś porozumienia. Sesja letnia zostawiła mi chyba 2 przedmioty do poprawy. 
Minął równo rok, mojego pobytu w magicznym mieście.

Czas na podsumowanie: