Strona Główna

poniedziałek, 10 marca 2014

Jak to się zaczęło..?

Zanim zacznę opisywać to co tworze albo to co chciałabym osiągnąć, muszę sama usystematyzować sobie moje informacje w głowie i to w jakim miejscu się znajduje. Do czego doszłam i czy jestem z tego zadowolona?

Już w technikum wiedziałam, że chce zdać maturę i egzamin zawodowy, pójść na studia jak moi znajomi z liceów i uczyć się danego zawodu. Wyjechać z miasta, poznać nowych ludzi, zacząć żyć bardziej samodzielniej, zmienić otoczenie, znajomych. Cieszyć się  tym. Lubię się uczyć. Chciałam iść na studia i walczyłam o to. Podwinęła mi się noga na maturze. Egzamin zawodowy zdałam zadowalająco z wynikiem bodajże 94% na części praktycznej i ponad 80% na teoretycznej. Byłam z siebie dumna. Chciałam poprawić maturę w sierpniu - uczyłam się. Niewątpliwie dużo się uczyłam. Jednak się nie udało. Na początku byłam załamana. Obwiniałam samą siebie, że nie dałam z siebie tyle ile mogłam dać. Musiałam coś zrobić, nie mogłam stać w miejscu i tracić roku. Postanowiłam walczyć. Poszłam do pracy, ktoś dał mi szanse by bez doświadczenia... tak, posadzić mnie na kasie. Nauczyłam się wszystkiego i w trzy miesiące zostałam przeszkolona na kierownika zmiany. Sklep zamknięto w kwietniu. Ciągle jednak uporczywie się uczyłam, by zdać maturę. By pracować musiałam wynająć mieszkanie, na korepetycje szło miesięcznie prawie 300 zł. Wszystko co zarobiłam traciłam właśnie na to. Chodziłam ubrana jak dziad - a ubrać sie czasem lubię. Z drugiej strony opłacało się gdy dostałam zaświadczenie o kierowniku zmiany, po tym jak dostałam upragnione świadectwo naturalne i odprawę po zamknięciu sklepu która pozwoliła mi wyjechać z miasta na studia. Ale tutaj zaczęły się schody. Studia kosztują. Studiując dziennie nie zapłaciłabym mieszkania, nie miałabym na podstawowe rzeczy. Dostałam się na parę kierunków. I na dzienne i na zaoczne. Niestety dzienne odpadły i przyszło mi się zmierzyć z opinią że "studia zaoczne są dla nieuków i nic nie dają". Musiałam studiować zaocznie by móc pracować i zarabiać na siebie. Przez pierwsze dwa tygodnie pobytu w nowym mieście znalazłam mieszkanie, znalazłam też prace w której pracuje do dzisiaj. Czyli to co chciałam osiągnęłam - po roku walki - byłam studentką. Dla niektórych to jest proste, dostać się na studia i po prostu wyjechać, ucząc się, bawiąc się za pieniądze tatusia. Nie. Nie wszyscy tak mają. Przez całe wakacje pracowałam i byłam całkowicie sama. Często chodziłam nad Wisłą i myślałam jak to będzie. Czy dam rade. Musiałam zarobić na czesne, na mieszkanie. Po 4 miesiącach zostałam Pierwszym Sprzedawcą. Nie rezygnowałam z pracy chociaż miałam wiele chwili słabości. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi, którzy tak jak ja, pracowali by się utrzymać. Mamy wszyscy po 20-24/25 lat i jesteśmy z dala od domów. Studiujemy bo jest to dla nas ważne, nie mamy możliwości by studiować dziennie. Dzisiaj mam propozycje objęcia stanowiska zastępcy kierownika. Czekam na umowę i nie wiem czy chcę ją dostać. Miejsce mnie męczy. Na studiach zdałam ładnie wszystkie przedmioty, miałam problemy z Mikroekonomią. To nowe miasto i nowa sytuacja uświadomiły mi moje powodzenie u płci przeciwnej. Mam chłopaka z którym właśnie jestem pokłócona, mam zaległość w czesnym, dziwną sytuacje na mieszkaniu i milion drobnych spraw - wyzwań do pokonania. Ale w tym wszystkim, jest wiele nauki.. Uczę się w praktyce jak wygląda życie, stałam się samodzielna i zdobywać pomału to co chce. Jeśli ktoś kiedyś mi powie a ciągle znajdują się osoby które są na tyle złe by powiedzieć mi: "na co Ci to wszystko", "i tak Ci się nie uda", ja zawsze odpowiem, że wiem w jakim kierunku idę. Robię to dla siebie.
Dlaczego chce tutaj zapisywać to co robię i to czego się uczę? Bo to nie zginie. Za rok będę wiedzieć co myślałam i czego chciałam, będę kontrolować sama siebie i przechowywać własne wnętrze. Już będąc w szkole średniej czytałam książki motywacyjne, filmy, piosenki - w jednym słowie wszystko. Być może dlatego jestem tutaj a nie gdzieś indziej.